Smart city to oszczędności, lepszy komfort życia mieszkańców, ale i właściwe wykorzystanie zasobów. Tak przynajmniej głosi teoria, bo w praktyce bywa z tym różnie, o czym świadczą doniesienia z różnych zakątków globu. A jak to wygląda w przypadku Polski? Czy nasze miasta stają się „smart”? Jak wypadają na tle ośrodków z np. „starej” UE? I czy potencjał innowacji blokuje tylko brak środków?
Pytania dotyczące koncepcji smart city zadaliśmy Związkowi Miast Polskich. Odpowiedzi w imieniu tej instytucji udzielił jej ekspert, Szymon Ciupa, specjalista z kilkunastoletnim doświadczeniem w zakresie wdrażania idei inteligentnego miasta. Od niemal dekady prowadzi blog smartcity-expert.eu i współtworzy podcast „Miastologicznie”.
Maciej Sikorski, Transport Publiczny: Jak prezentuje się smart city w polskim wydaniu? Ta idea od lat przewija się w różnego rodzaju dyskusjach, ale zapytam o praktykę: czy polskie miasta rzeczywiście stają się smart? A jeśli tak, to o których warto wspomnieć?Szymon Ciupa: Tak – choć z pewnością nie wszystkie miasta w Polsce są na tym samym etapie i nie wszystkie rozumieją smart city w sposób systemowy. Ale coraz więcej samorządów zaczyna dostrzegać, że technologia i dane to nie cel sam w sobie, tylko realne narzędzie do lepszego zarządzania miastem i rozwiązywania konkretnych problemów. Widać wyraźnie, że najlepsze rezultaty osiągają te miasta, które myślą długofalowo, inwestują w kompetencje zespołów i nie traktują smart city jako projektu IT czy samotnej wyspy, ale jako zmianę podejścia do zarządzania. Nie chodzi o to, ile sensorów ma miasto, ale czy potrafi wyciągać z nich wnioski i przekładać dane na decyzje.
Kilka miast Polsce można zdecydowanie wyróżnić ze względu na ich działania.
Rybnik to przykład miasta, które zbudowało przemyślaną strategię wdrażania nowoczesnych technologii w integracji ze zmianami organizacyjnymi. Wdraża znaczącą reformę transportu publicznego – opartą na zróżnicowanej flocie autobusów wodorowych i elektrycznych, co jest częścią strategii Rybnickiego Okręgu Wodorowego. Co ważne – nie chodzi tu tylko o zakup nowoczesnych pojazdów, ale o optymalizację całego systemu mobilności i impuls dla rozwoju całego miasta. Co więcej, miasto tworzy cyfrowego bliźniaka ulicy czy rozwija analitykę przestrzenną.
Kielce wyróżniają się dojrzałym podejściem do danych. Miasto wdrożyło system monitorowania efektywności funkcjonowania miasta – oparty na zestawie wskaźników i dashboardów, które wspierają codzienne zarządzanie. Funkcjonuje tu też rozbudowany system informacji przestrzennej, który zasila różne procesy – od planowania przestrzennego po decyzje inwestycyjne. Ważnym elementem jest platforma partycypacyjna, która wspiera współdecydowanie mieszkańców.
Warszawa zbudowała jeden z najbardziej zaawansowanych miejskich ekosystemów danych w Polsce. Mamy tu zespół miejskich analityków, systemy e-usług, e-kontrole strefy płatnego parkowania, cyfrowego bliźniaka, a także system 19115, która od lat uchodzi za wzór komunikacji z mieszkańcami. Warszawa pokazuje, że skala nie musi być przeszkodą – jeśli wdrożenia są przemyślane i systemowo zarządzane.
Kraków w ostatnich latach postawił skutecznie na integrację i analizę danych. Powstały tu struktury analityczne i rozwiązania z zakresu business intelligence, otwarto dane publiczne, rozwijane są systemy wspierające zarządzanie w oparciu o dane. Wspierane są także innowacyjne projekty smart city – zarówno technologiczne, jak i społeczne – realizowane we współpracy z uczelniami, startupami i mieszkańcami.
W
Rzeszowie od kilku lat prężnie działa UrbanLab – miejsce łączące mieszkańców, ekspertów i urzędników w pracy nad innowacjami miejskimi. Miasto stawia na cyberbezpieczeństwo, systemową cyfryzację usług – m.in. w edukacji – oraz nowoczesne rozwiązania w obszarze mobilności.
Poznań rozwija spójne podejście do cyfrowego zarządzania mobilnością i przestrzenią. Inwestuje w dane, rozwija cyfrowe kanały kontaktu z mieszkańcami, platformy usługowe, działania partycypacyjne oraz ciekawe inicjatywy w ramach CityLab-u, który stanowi miejską przestrzeń testowania i wdrażania innowacji.
Łódź z kolei postawiła na robotyzację procesów administracyjnych (RPA), transformację cyfrową zarządzania infrastrukturą oraz wykorzystanie technologii 3D w planowaniu przestrzennym. To przykład miasta, które szuka przewagi w nowoczesnych narzędziach wspierających procesy decyzyjne i projektowe.
M.S.: W jakich aspektach funkcjonowania miast nowe rozwiązania są najczęściej wprowadzane? S.C.: Można wyróżnić kilka takich obszarów:
- Mobilność miejska – systemy ITS, analiza danych o ruchu, zróżnicowane formy transportu publicznego (elektryczne, wodorowe autobusy), rozwój rowerów miejskich i mikromobilności, nowoczesne systemy płatności, zarządzanie miejscami parkingowymi, e-kontrole, planowanie i utrzymanie infrastruktury drogowej na podstawie danych.
- Energetyka i transformacja energetyczna – modernizacja oświetlenia ulicznego (inteligentne latarnie), monitoring zużycia energii w budynkach miejskich, wdrażanie systemów zarządzania energią, inwestycje w lokalne źródła OZE, pilotaże mikrosieci energetycznych i systemów magazynowania energii.
- Zarządzanie zasobami miejskimi – systemy monitorowania zużycia wody, zarządzanie siecią wodociągową i kanalizacyjną na podstawie danych telemetrycznych, prognozowanie awarii, zarządzanie zielenią miejską i retencją w oparciu o dane przestrzenne i sensorykę.
- Zarządzanie przestrzenią – wykorzystanie danych 3D i digital twin do modelowania i projektowania przestrzeni miejskiej, analiza intensywności użytkowania przestrzeni publicznych, inwentaryzacja infrastruktury, monitoring stanu technicznego zasobów.
- Usługi cyfrowe i e-administracja – rozwój e-usług miejskich, aplikacji i platform kontaktu z mieszkańcami, cyfryzacja procesów administracyjnych, usprawnienie kontaktu z urzędem.
- Partycypacja i zaangażowanie społeczne – platformy konsultacyjne, budżety obywatelskie, UrbanLaby (jak w Rzeszowie, Lublinie czy Gdyni), aplikacje zgłoszeniowe, nowe formy angażowania mieszkańców w podejmowanie decyzji, wsparte danymi i analizami.
M.S.: Czy wprowadzanie wspomnianych rozwiązań przynosi realne zyski, np. oszczędności? I czy każde wdrożenie z automatu przynosi korzyści?
S.C.: Dobrze zaprojektowane rozwiązania smart city przynoszą wymierne korzyści – nie tylko finansowe, ale też operacyjne, środowiskowe i strategiczne. Największe zyski nie zawsze są widoczne w prostym bilansie kosztów, ale przekładają się na sprawniejsze zarządzanie, trafniejsze decyzje i większą odporność miasta.
Zacznijmy od przykładów najbardziej namacalnych.
Modernizacja oświetlenia ulicznego z wykorzystaniem inteligentnych opraw i zdalnego sterowania pozwala oszczędzać nawet 50–70% zużywanej energii elektrycznej. Równolegle daje pełną kontrolę nad infrastrukturą – umożliwia planowanie konserwacji, szybką reakcję na awarie i analizę pracy systemu w czasie rzeczywistym.
Podobne efekty przynosi
zrównoważona mobilność miejska – modernizacja taboru (np. autobusy elektryczne, hybrydowe, wodorowe), rozwój sieci rowerowej czy priorytetyzacja transportu zbiorowego. To nie tylko ograniczenie emisji i hałasu, ale też realne oszczędności operacyjne: niższe koszty eksploatacji, mniej przestojów, lepsze planowanie przewozów. A to wszystko przekłada się na lepszą jakość usług i większą efektywność systemu transportowego. Świetnym przykładem jest tu Rybnik.
Wiele miast, jak
Warszawa czy Gdańsk rozwija
systemy zarządzania infrastrukturą drogową – na podstawie cyfrowych inwentaryzacji, analityki i digital twin. Dzięki temu można precyzyjnie planować remonty, optymalizować inwestycje i przewidywać awarie. To z kolei prowadzi do oszczędności – zarówno finansowych, jak i czasowych – oraz poprawia bezpieczeństwo użytkowników.
Do tego dochodzą oszczędności wynikające z
optymalizacji zużycia energii w budynkach miejskich – przez monitoring, zarządzanie mediami i integrację systemów. A przecież przed nami dopiero era predykcyjnego utrzymania (predictive maintenance), gdzie dane i AI pozwolą przewidywać zużycie elementów infrastruktury i zapobiegać awariom zanim wystąpią. Tu dopiero zaczynamy odkrywać potencjał technologii w zarządzaniu majątkiem miasta.
W obszarze
zarządzania danymi miasta jak
Kielce pokazują, jak integracja i analityka przekładają się na konkretne decyzje. W Kielcach skrócono czas dostępu do danych z dni do godzin – co usprawnia codzienną pracę urzędników i procesy decyzyjne. Rybnik wykorzystuje cyfrowego bliźniaka ulicy do testowania scenariuszy urbanistycznych – zanim podejmie decyzję o inwestycji. To nie tylko oszczędność pieniędzy, ale też ochrona zasobu, jakim jest miejska przestrzeń, który – raz zagospodarowany niewłaściwie – jest niezwykle trudny do odzyskania.
To prowadzi nas do jeszcze jednej, bardzo istotnej kwestii:
kosztów złych decyzji urbanistycznych i lokalizacyjnych. Błędy w planowaniu przestrzeni publicznych czy usług (np. szkół, przedszkoli, przystanków, zieleni) mogą mieć skutki długofalowe i trudne do naprawienia – generujące koszty społeczne, transportowe, środowiskowe. Technologie smart city, dane przestrzenne i narzędzia analityczne pozwalają ograniczyć to ryzyko – pod warunkiem, że są odpowiednio wykorzystane.
Nie mniej ważna jest
jakość procesów partycypacyjnych. Dziś często pomijanym źródłem strat są
nieprawidłowo przeprowadzone konsultacje społeczne – które nie angażują mieszkańców we właściwy sposób, prowadzą do konfliktów, opóźnień inwestycji, a w skrajnych przypadkach – do konieczności wycofywania się z decyzji. Tu również dane, mapy, symulacje, narzędzia cyfrowe i umiejętnie prowadzony dialog mają kluczowe znaczenie.
Kolejnym źródłem zysków jest
uszczelnienie systemu dochodów miasta dzięki integracji danych – zwłaszcza przestrzennych. Miasta, które rozwijają cyfrowe inwentaryzacje i analitykę (np. poprzez digital twin), skutecznie identyfikują przypadki nieopodatkowanego zajęcia pasa drogowego, nielegalnych nośników reklamowych, braków w deklaracjach podatkowych czy nieujawnionych punktów usługowych. To często miliony złotych, które trafiają do budżetu – nie przez podwyżki, ale przez lepsze egzekwowanie istniejącego prawa.
Warto również podkreślić coraz szersze
zastosowanie partnerstw publiczno-prywatnych (PPP), szczególnie w projektach związanych z efektywnością energetyczną i termomodernizacją. Taka forma współpracy pozwala miastu zrealizować inwestycje bez obciążania budżetu, a odpowiedzialność za osiągnięcie efektów energetycznych (np. oszczędności w zużyciu ciepła) ponosi partner prywatny. To model bezpieczny i coraz lepiej sprawdzający się w praktyce.
Dziś technologia pozwala nam nie tylko oszczędzać, ale też
budować odporność miasta – na kryzysy klimatyczne, energetyczne, demograficzne czy zdrowotne. Miasto, które ma dostęp do rzetelnych danych, zintegrowanych systemów i narzędzi analitycznych, może szybciej reagować, wcześniej identyfikować zagrożenia i podejmować decyzje z większą pewnością. W czasach niepewności to ogromna przewaga konkurencyjna – i warunek stabilnego rozwoju.
Oczywiście, zdarzają się też inwestycje, które nie przynoszą oczekiwanych efektów. Najczęściej tam, gdzie zabrakło refleksji „po co to robimy?”. Aplikacje miejskie wdrażane bez integracji z realnymi usługami, systemy smart parkingu bez strategii mobilności, technologie wdrożone „bo są modne” – bez diagnozy, bez mierzenia efektów. To kosztowne lekcje, które pokazują, że smart city to nie gotowy produkt, tylko proces, który wymaga kompetencji i konsekwencji. Dlatego pytanie, które powinniśmy dziś zadawać, nie brzmi: „Czy nas stać na wdrażanie rozwiązań smart city?”, ale: „Czy naprawdę stać nas na to, żeby ich nie wdrażać?”.
M.S.: Jak w zakresie smart city polskie miasta wyglądają na tle europejskich, np. z tzw. „starej” UE? Mamy wciąż sporo do nadrobienia?
S.C.: Polskie miasta w ostatnich latach dokonały ogromnego skoku, jeśli chodzi o wdrażanie rozwiązań smart city. Jeszcze dekadę temu patrzyliśmy z zazdrością na miasta w Europie Zachodniej – dziś coraz częściej sami wyznaczamy standardy i budujemy własne know-how. Co najważniejsze – nie mamy się czego wstydzić. Przeciwnie: mamy się czym pochwalić.
W wielu obszarach – zwłaszcza digitalizacji usług, integracji danych przestrzennych, rozwoju e-usług czy inteligentnego oświetlenia – jesteśmy już na poziomie porównywalnym z krajami Europy Zachodniej. Z kolei na tle państw regionu Europy Środkowo-Wschodniej jesteśmy często liderami, szczególnie jeśli chodzi o dojrzałość instytucjonalną i zdolność do wykorzystywania funduszy zewnętrznych.
To, co wyróżnia nas pozytywnie, to fakt, że wiele działań ma charakter systemowy – rozwijamy lokalne strategie rozwoju oparte na danych, wzmacniamy kompetencje w urzędach, coraz częściej budujemy zespoły analityczne czy miejskie biura danych. Widać też wyraźnie, że przestaliśmy kopiować zagraniczne rozwiązania, a zaczęliśmy tworzyć własne – odpowiadające naszym wyzwaniom i możliwościom.
Ogromne znaczenie mają tu programy wsparcia, które pozwoliły wielu miastom wejść na wyższy poziom.
Program Rozwoju Lokalnego, realizowany we współpracy z Norwegią i finansowany ze środków EOG i Norweskiego Mechanizmu Finansowego, to jeden z najlepszych przykładów. Dzięki niemu kilkadziesiąt średnich miast w Polsce mogło wypracować strategie rozwoju, przygotować profesjonalne diagnozy i rozpocząć wdrażanie innowacyjnych rozwiązań w takich obszarach jak cyfryzacja usług, mobilność, energetyka czy partycypacja.
To, co wciąż nas odróżnia od wielu miast zachodnioeuropejskich, to brak krajowych ram wspierających integrację systemów miejskich i zarządzanie danymi – tam, gdzie w Europie Zachodniej funkcjonują wieloletnie programy i wspólne standardy, u nas wiele miast działa samodzielnie. Tym bardziej należy docenić postęp, którego polskie miasta dokonały w warunkach większej fragmentacji instytucjonalnej.
Warto też zauważyć, że mimo mniejszych zasobów finansowych polskie samorządy często wykazują się większą elastycznością i innowacyjnością niż ich odpowiedniki w krajach „starej UE”. Potrafimy działać szybko, testować, uczyć się i poprawiać. To jest nasz atut – obok rosnącego profesjonalizmu zespołów miejskich i coraz lepszego zaplecza krajowych firm technologicznych.
M.S.: Co mogłoby przyspieszyć rozwój idei smart city w Polsce? Wszystko rozbija się o finansowanie czy przeszkodą są np. przepisy? Czy wdrożenia tego typu można z powodzeniem realizować przy wykorzystaniu środków unijnych?
S.C.: Finansowanie jest ważne – ale nie najważniejsze. Z mojej perspektywy główną barierą nie są ani pieniądze, ani technologie, tylko kompetencje, standardy i brak systemowego podejścia do wdrażania rozwiązań smart city na poziomie krajowym.
Polskie miasta coraz częściej wiedzą, czego potrzebują – ale nie zawsze mają zespół, który potrafi przełożyć tę potrzebę na dobrze przygotowany projekt. Brakuje trwałych struktur zajmujących się analizą danych, transformacją cyfrową czy planowaniem inwestycji w oparciu o informacje. Smart city to nie wydział IT, tylko sposób zarządzania miastem. A żeby działało, trzeba mieć ludzi, procedury, i dostęp do dobrych praktyk.
Drugą istotną barierą jest brak krajowych standardów – w zakresie integracji danych, interoperacyjności systemów, architektury informacji czy choćby klasyfikacji miejskich usług cyfrowych. Każde miasto projektuje wszystko od nowa. To prowadzi do kosztów, rozdrobnienia i trudności w skalowaniu. Standardy nie ograniczają innowacyjności – one pozwalają ją powielać.
Trzeci obszar to finansowanie – ale nie w sensie jego braku, tylko braku systemowości. Zbyt często mamy do czynienia z grantami „akcyjnymi” – konkursy, pilotaże, jednorazowe strumienie. Brakuje natomiast stabilnych, długoterminowych źródeł finansowania rozwoju kompetencji, utrzymania systemów, czy cyfryzacji codziennych procesów miejskich. Tymczasem smart city to nie projekt, który się zaczyna i kończy – to proces wymagający ciągłości i odpowiedzialności. Krótkoterminowe finansowanie często prowadzi do tego, że miasta wdrażają coś, na co są pieniądze, a niekoniecznie to, czego najbardziej potrzebują.
Duży potencjał tkwi w funduszach unijnych – i wiele miast z powodzeniem realizuje wdrożenia z ich pomocą. Ale nawet tu kluczowa jest jakość projektów. Nie wystarczy dobry pomysł technologiczny – trzeba udowodnić, że służy on rozwiązaniu realnego problemu. To wymaga dojrzałości projektowej, analizy danych i dobrze przygotowanych strategii.
W mojej ocenie, żeby przyspieszyć rozwój smart city w Polsce, potrzebujemy:
- stałych struktur organizacyjnych w miastach (np. zespołów danych, miejskich biur cyfryzacji),
- wspólnych standardów i zaleceń krajowych, które ułatwią integrację i wymianę rozwiązań,
- programów rozwoju kompetencji – zarówno dla urzędników, jak i decydentów,
- oraz systemowego modelu finansowania transformacji cyfrowej miast – nie opartego na okazjach, ale na długofalowym wsparciu.
Dopiero wtedy smart city przestanie być domeną „projektów dla wybranych” i stanie się rzeczywistym filarem nowoczesnego zarządzania miastem – niezależnie od jego wielkości czy lokalizacji.
M.S.: Czy można wskazać rodzime firmy, które urzeczywistniają ideę inteligentnego miasta, oferują samorządowcom rozwiązania, które cieszą się powodzeniem i uznaniem?
S.C.: Nie chciałbym wskazywać konkretnych firm, ponieważ rynek dynamicznie się rozwija, a wiele podmiotów oferuje dziś rozwiązania o bardzo wysokim poziomie dojrzałości technologicznej i operacyjnej. Co jednak istotne – w Polsce mamy już solidne zaplecze rodzimego sektora technologicznego, który realnie wspiera miasta w realizacji idei smart city.
Dostępne są rozwiązania, które kompleksowo wspierają samorządy – od tworzenia cyfrowych bliźniaków miast (zarówno z poziomu lotniczego jak i ulicy), przez systemy e-usług, automatyzację procesów, analizę danych satelitarnych, e-kontrole parkowania, aż po zaawansowane zastosowania Internetu Rzeczy (IoT) w zakresie monitorowania środowiska, zarządzania infrastrukturą czy zużycia mediów. Rozwijana jest również oferta w zakresie inteligentnej architektury miejskiej, która łączy funkcjonalność z analizą danych i dbałością o jakość przestrzeni publicznej.
Co ważne, coraz więcej polskich firm rozumie nie tylko technologię, ale też samorządową specyfikę – potrafią projektować rozwiązania uwzględniające budżetowe, proceduralne i organizacyjne uwarunkowania funkcjonowania miast. Współpraca z takimi partnerami to nie tylko zakup systemu, ale coraz częściej realne wsparcie w całym procesie – od analizy potrzeb po wdrożenie i utrzymanie.
To dobry sygnał. Bo rozwój smart city w Polsce powinien opierać się nie tylko na dobrych strategiach, ale też na zdolności do współpracy z partnerami technologicznymi, którzy rozumieją miasto – nie tylko jego infrastrukturę, ale i ludzi.
M.S.: A w jakiej sferze funkcjonowania miast tkwi dzisiaj największy niewykorzystany potencjał smart city? Problem stanowi obecnie bardziej zbieranie danych czy np. ich skuteczna analiza i wykorzystanie w sensowny sposób?
S.C.: Danych w miastach nie brakuje. Mamy ich mnóstwo – pochodzą z systemów transportowych, ewidencji miejskich, budynków, czujników środowiskowych, aplikacji mieszkańców, a coraz częściej także z miejskich platform usługowych i cyfrowych inwentaryzacji. Problemem nie jest już samo zbieranie danych – wyzwanie polega na przełożeniu tych danych na realne decyzje, reformy i działania.
Największy niewykorzystany potencjał smart city leży więc dziś nie w technologii, ale w zdolności do zastosowania danych w rozwiązywaniu konkretnych wyzwań rozwojowych miast. To nie jest już kwestia dostępu do informacji czy analityki – choć te nadal są ważne – ale umiejętności integrowania wiedzy, zmiany organizacji usług i wdrażania technologii jako elementu procesu transformacji miasta.
Dobre zarządzanie danymi nie kończy się na dashboardzie czy analizie wskaźników. Chodzi o to, by z tych analiz wyniknęły konkretne decyzje: jak zreorganizować przestrzeń, jak zmienić dostępność usług, jak przekształcić sposób działania urzędu. A to wymaga połączenia kilku kompetencji: analitycznych, strategicznych, społecznych i technologicznych.
Wielu samorządowców mówi dziś: „mamy dane, ale nie mamy ludzi, którzy pomogą nam z nich skorzystać”. I to jest sedno sprawy. Dlatego prawdziwe smart city to nie projekt IT, ale proces zarządczy, który wymaga zmiany sposobu myślenia o mieście: jako o systemie, który stale się uczy, adaptuje i podejmuje lepsze decyzje na podstawie faktów.